Planując winny urlop we Włoszech, nie może zabraknąć nas w Piemoncie. Z każdym rokiem jest to obowiązkowy punkt na winnej mapie podróży, w którym musimy spędzić kilka dni, aby nasycić się pięknymi krajobrazami, poczuć klimat piemonckich winnic, zdegustować kilkanaście win wytwarzanych w tym regionie, jak również zrobić winne zakupy, które zapełniają co najmniej połowę samochodowego bagażnika.
Tak było i w tym roku. Na Piemont przeznaczyliśmy cztery dni, ale dni, które były bardzo skrupulatnie zaplanowane. Nigdy nie jeździmy w ”ciemno”, zawsze przed takim wyjazdem watro jest się przygotować, pod kątem zwiedzania okolicznych miasteczek oraz zaplanować czas na wizyty w winnicach. Co do zwiedzania, to Piemont jak dla mnie jest bardzo specyficzny. Malownicze miasteczka usytuowane na rozciągających się zewsząd wzgórzach, czasami przypominają wyludnione powierzchnie mieszkalne, gdzie jedynymi napotkanymi mieszkańcami, są trzej Panowie, którzy śmiało mogliby pretendować do roli mojego dziadka. W innych natomiast życie płynie jakby zwolniło o 60%-80%. Wyczuć można tendencję, iż tak jak w naszym rodzimym kraju, młodzież opuściła te XII-XV wieczne miasteczka i udała się za chlebem do metropolii.

Ci, którzy zostali tworzą pewien rodzaj wizytówki tych liczących zaledwie kilka uliczek, miasteczek, których architektura potrafi zachwycić i pozostać na długo w pamięci. Nawet Alba, w której zamieszkuje około 35.000 mieszkańców, wydaje się być sennym, ale jakże uroczym miastem. I tu poniekąd zaczyna się nasza opowieść o jednej z największych, jak nie największej rodzinnej winnicy, jaką jest Beni di Batasiolo. Ale od początku.
Głodny człowiek to zły człowiek, więc udając się w kierunku La Morry, gdzie swoją siedzibę ma Beni di Batasiolo, zatrzymaliśmy się we wspomnianej powyżej Albie, aby posilić się przed zaplanowaną wizytą w winnicy. Na tym etapie towarzyszył nam już sommelier z Batasiolo, Angelo Fornara, który na przywitanie zaprosił nas na aperitivo, które jest kwintesencją włoskiego stylu życia, sposobem na relaks i możliwość wspólnego spędzenia czasu. Służy ono pobudzeniu soków żołądkowych i apetytu. Trunkiem takim najczęściej jest lekki drink, badź kieliszek prosecco. Jak się okazało, nie byliśmy jedynymi gośćmi, którzy mieli tego dnia zwiedzać Beni di Batasiolo. Towarzyszyła nam również amerykanka, której mama jest wydawcą magazynu o tematyce winnej w Nowym Yorku, a ona sama podróżuje po winnicach Europy.

Będąc i zwiedzając Albę trzeba koniecznie udać się na lunch do restauracji, w której to i my zasiedliśmy. A nazwa jej brzmi OSTERIA DELL’ARCO. Zlokalizowana w podwórku wymaga lekkiej gimnastyki, aby ją odszukać, ale jak się już tam znajdziecie, przywita Was wspaniałą rodzinną i lokalną atmosferą. Nie czuć tu splendoru i przepychu, ma być po prostu smacznie. I tak było. Nie jesteśmy w stanie przekazać Wam smaku jaki opanował nasze podniebienia. Mamy jednak nadzieję, iż zdjęcia potraw zachęcą Was do odwiedzenia tej restauracji.
Smażone owoce morza duszone w warzywach w połączeniu z kieliszkiem Roero
Arneis 2013, lasagne z bakłażanem, pomidorami oraz kremem z sera Burrata,
smażona wołowina przy butelce Barbery d’Alba 2012 Vignota, potrafi wprowadzić w
nastrój wyjątkowości. Desery natomiast, czy to lody, owoce, czy ciasta, cały przekrój idealnie sprawdzi się ze
schłodzonym Moscato.
Podczas lunchu Angelo, przemiły człowiek, którego cały świat kręci się
wokół wina, skrupulatnie odpowiadał o winnym Piemonckim świecie, a my zasłuchani w jego opowieściach dowiadywaliśmy się bardzo ciekawych rzeczy o regionie oraz o produkowanych tu winach. Przedstawiane podczas rozmowy informacje, były wyrażane przez pryzmat tylko i wyłącznie jego własnych opinii, doświadczenia oraz odczuć i nie miały w żaden sposób wytyczać nam drogi i kierunku myślenia. Dla przykładu możemy przytoczyć kilka informacji, które wynieśliśmy z tego spotkania, a które wydały się nam bardzo ciekawe.
Ulubionym Barolo, które pija Angelo jest Barolo Cerequio z winnicy Beni di Batasiolo.
Jak dalej opowiadał Angelo, podstawowe Barolo po 3-4 latach od zbiorów jest fantastyczne, ale również bardzo dobre później, natomiast z pojedynczej parceli według niego po 5-6 latach, jest perfekcyjne.
To czego na przykład nie wiedzieliśmy to to, że Barolo z Serralungi potrzebuje więcej czasu by być gotowe do picia, niż np. z La Morry, dlaczego?
"Jeżeli przedstawimy Barolo jako duży trójkąt i na jego
wierzchołkach umieścimy po kolei „winogrona”, „klimat”, „ziemię”, a w środku
umieścimy człowieka, to potężne wino otrzymujemy z czterech zależności: CZŁOWIEKA,
KONCEPTU, FILOZOFII I PASJI. Jeżeli zabraknie jednego, nie powstanie dobre wino".
Tymi wspaniałymi
opowieściami zakończyliśmy lunch i udaliśmy się w dalszą podróż, gdzie naszym adresem
docelowym była FR. ANNUNZIATA 87, 12064 LA MORRA (CN) ITALY. Siedzibę
Beni di Batasiolo widać już z Via Alba Barolo, drogi jak wskazuje nazwa
prowadzącej z Alby do Barolo, a olbrzymi drogowskaz zachęca do zjechania z niej,
aby dotrzeć do bram Beni di Batasiolo.
Usytuowana u stóp łagodnie opadającego wzgórza winiarnia,
wzięła nazwę (jak już wspominaliśmy tu) „…rodzina Dogliani
stwierdziła, iż nie będzie sygnować winnicy swoim nazwiskiem, gdyż Dogliani
jest również nominacją dla wina Dolcetto. Dlatego też w nazwie winnicy
umieścili nazwę jednej ze swoich posiadanych, najlepszych cru „Batasiolo”,
która identyfikuje rzeczywistą wartość oraz jakość produkowanych win. Co do
pierwszego członu nazwy winnicy, „Beni” w lokalnym dialekcie rolniczego
Piemontu słowo to oznacza „posiadłość” - wyjście w pole lub do winnicy”), od wzgórza, na którym
posiada swoją siedzibę. W chwili obecnej w jej posiadaniu znajduje się
dziewięć pojedynczych parceli o łącznej
powierzchni ponad 107ha. Do samych parceli powrócimy niebawem, a na razie
raczmy się zwiedzaniem winnicy. Pod jednym dachem produkowane jest Barolo,
Barbera, Dolcetto, Langhe Nebbiolo, Barbaresco, Langhe Chardonnay, Roero
Arneis, Gavi oraz Moscato.

Po ręcznych zbiorach winogrona zwożone są do Winiarni i rozpoczyna się
okres produkcyjny. Wino fermentuje w stalowych kadziach, a następnie zostaje
przelewane do drewnianych beczek, aby w spokoju dojrzewało. Zwiedzając winiarnię,
jej przepastne pomieszczenia ze stalowymi kadziami, maszyny, które przypominają
swoim wyglądem jakbyśmy byli w jakiejś elektrowni, zbliżaliśmy się zwolna do
pomieszczeń, w których zgromadzone są beczki. Jak my kochamy piwnice!.
Przechodząc przez korytarz jakże wyimaginowany, trafiamy do drzwi… drzwi,
których wygląd sprawia, iż stoimy przed bramami niebios...a za nimi znajduje
się raj…
Więcej zdjęć znajdziecie tu.
c.d.n.